2001. Ach, cóż to był za rok… Pamiętam, że miałem „doła” za dołem, zupełnie nie mogłem odnaleźć się w życiu. W tym roku zrozumiałem, że nie chcę nigdy więcej szukać akceptacji grupy i podlizywać się ludziom, by mnie dobrze ocenili… Bardzo cenna nauka. W tym roku zacząłem też szukać czegoś więcej. Religia i sekta katolicka dawno nie dawała mi już bezpieczeństwa duchowego mimo, że uczestniczyłem w różnych jej spotkaniach i grupach.
Któregoś razu wszedłem przypadkiem na stronę www o świadomym śnieniu. Zacząłem czytać o tym zjawisku i myśleć: „Co za idioci? Po co oni, do jasnej cholery, zwracają uwagę na swoje sny?”. Po którejś stronie z kolei pomyślałem jednak, że może warto by się tym zainteresować…
Po około tygodniu ćwiczeń doznałem swojego pierwszego świadomego snu… Magiczne doświadczenie. Moje ciało spało. Leżało na łóżku w moim pokoju. Ja byłem zupełnie gdzie indziej. Byłem w jakichś górach, wchodziłem na szczyt. Gdy uświadomiłem sobie, że śnię, wzbiłem się w powietrze i zacząłem latać. Wspaniałe uczucie – unosić się w powietrzu, patrzeć na wszystko z góry, latać…
Wtedy zadałem sobie po raz pierwszy pytanie: „Dlaczego tego nie uczą w szkole?”. Dlaczego tak fantastyczne doświadczenia są uznawane za niepotrzebne zabobony?
Do tej pory miałem około 500 świadomych snów. W każdym z nich inaczej poznawałem siebie i doświadczałem coraz genialniejszych emocji i uśpionych we mnie możliwości. Latałem na inne planety, uczyłem się umiejętności, jak np. jazdy konnej, uprawiałem cudowny, kosmiczny seks… Pomyśl – przesypiamy 1/3 naszego życia. Większość ludzi staje się w tym czasie warzywem, które znika na noc i pojawia się dopiero rano… Ja korzystam ze snu. Pamiętam swoje sny. Rozmawiam w nich sam ze sobą – ze swoim nieświadomym umysłem. W niektórych jestem świadomy i robię rzeczy, których nie da się zrobić w rzeczywistości. Przynajmniej jeszcze nie…
Świadome śnienie otworzyło mi oczy na zupełnie nowy świat. Pokazało mi, że to, czego zostałem nauczony, to jedynie skrawek rzeczywistości, którą można poznać. To był wstęp do momentu, w którym zakwestionowałem większość autorytetów w moim życiu. Po prostu zaczynałem widzieć więcej niż ludzie, w których wierzyłem wcześniej.
Robot zaczął stawać się człowiekiem. Zaczął szukać siebie i odkrywać Świat. Rozpoczął drogę od marionetki do świadomej istoty, samo decydującej o sobie.
Mimo, iż bałem się odrzucić stare paradygmaty (głównie związane z religią, w jakiej zostałem wychowany), pękały one lawinowo. Wyleczenie się z uzależnienia od religii, racjonalizmu i realizmu zajęło mi w sumie kilka lat. Jednak każdy krok na tej drodze był osiągnięciem wiele wnoszącym do mojego życia. Napiszę o tym w kolejnych artykułach. 🙂
Życzę Ci ogromu odwagi do zaprzeczenia temu, co wiesz i poszukiwania tego, co nowe,
Michał Jankowiak