Niedługo minie 10 lat od momentu, gdy za namową znajomego pozbyłem się telewizora. Pamiętam, że na początku nie mogłem sobie tego wyobrazić! Przecież tyle lat poświęcałem wiele godzin dziennie na oglądanie obrazów w „magicznym pudełku”. A jednak, im więcej czasu mija od tamtego momentu, tym bardziej cieszę się, że to zrobiłem.
Gdy z kimś często przebywasz, nie zauważasz drobnych zmian, które zachodzą u tej osoby. Nie zauważasz, jak dorasta lub starzeje się, bo zmiany te są rozłożone w czasie i drobne z Twojej perspektywy. Gdy jednak widzisz kogoś raz na dłuższy czas, zmiany te widać jak na dłoni. Dziwimy się, jak wyrosły dzieci znajomych, czy zestarzeli się nasi dziadkowie czy członkowie dalszej rodziny.
Oglądając telewizję raz na kilka tygodni / miesięcy (najczęściej u rodziny czy znajomych) mam ciekawe porównanie, jak zmienia się program telewizyjny na przestrzeni lat (a zmienia się i to niesamowicie).
Kilka dni temu swoim zwyczajem analizowałem bloki reklamowe i po zobaczeniu kilkunastu z nich (na różnych kanałach) włosy stanęły mi dęba. Okazało się, że w zależności od kanału, 30 do 50 % reklam to zachęta do stania się niewolnikiem przemysłu farmaceutycznego.
Boli Cię głowa? – Weź procha!
Strzyka Ci w stawach? – Weź procha!
Czujesz się niewyraźnie? – Weź procha!
Jesteś senny? – Weź procha!
Chcesz się nauczyć do egzaminu? – Weź procha!
Zestresowałeś się? – Weź procha!
Twoje dziecko ma katar? – Daj mu procha!
Spytałem kiedyś mojej mamy, jak to robi, że nie choruje. Odpowiedziała mi, że nie ma czasu i nie może sobie pozwolić na chorobę, bo jest nauczycielką. Do tamtej chwili chorowałem regularnie 2-3 razy w roku. Od tamtego momentu (a minęło ponad 10 lat) chorowałem 3 razy – dwa razy po jednym dniu i raz przez 2 czy 3 dni. I to tylko na własne życzenie, ponieważ nie rozwiązywałem przez dłuższy czas konfliktów wewnętrznych, które wywoływały we mnie stres.
Szkoda, że telewizja w tak małym stopniu uczy zdrowego trybu życia, odżywiania, wpływu umysłu i motywacji na ciało itp. Ale cóż… na tym, że ludzie są zdrowi nikt nie zarabia… Smutne, ale prawdziwe.
Piszę o tym, ponieważ wiem, że wielu z Was może tego nie widzieć, a bez filtrów percepcyjnych (świadomości, że coś istnieje) jesteśmy narażeni wielokrotnie bardziej na manipulację i pranie mózgu np. ze strony mediów.
Co można zrobić zamiast uzależniania się od szkodliwej chemii i dziurawienia swoich biednych nerek i wątroby syntetykami?
Sam od lat praktykuję elementy krija jogi, pranajamy i bioenergoterapii. Ćwiczę autohipnozę i metodami NLP pilnuję zdrowych przekonań i tych komponentów osobowości (np. pewność siebie, poczucie własnej wartości), które wpływają na układ odpornościowy. Staram się pilnować, by dostarczać ciału choć minimalną ilość różnych witamin i minerałów.
Sposobów jest wiele – można także biegać, jeść owoce i warzywa, hartować się zimnym prysznicem, trenować sztuki walki i wiele, wiele innych. Ważne, żeby było to naturalne i wolne od uzależnienia.
Jeśli do tej pory często zdarzało Ci się sięgać po prochy polecane w telewizji jako „bezpieczne”, to zaprzyjaźnij się z dobrym lekarzem i spytaj go nieoficjalnie o zdanie na temat leków i ich efektów ubocznych. Przeczytaj kilka ulotek dołączonych do lekarstw, zwracając uwagę głównie na działania niepożądane. Czasem po prostu włosy się jeżą na głowie.
P.S. Nie jestem fanatykiem i zdaję sobie sprawę, że są sytuacje, gdy leki są potrzebne, a nawet konieczne. Ale uważam, że to maksymalnie 10-20% sytuacji, w których ludzie szprycują się chemią.
P.S.2 To zadziwiające, że ludzie, którzy wpadają w manię leków, biorą ich coraz więcej. Przecież leki mają leczyć, czyli powinniśmy ich brać coraz mniej, nieprawdaż? Ale… z punktu widzenia przemysłu farmaceutycznego zdrowy pacjent to zły pacjent.
Pozdrawiam i życzę Ci mnóstwa zdrowia w Nowym Roku! 🙂
Michał Jankowiak