Choć nie prowadzę terapii, tylko coaching, to często pracuję z osobami skarżącymi się na depresję, nerwicę, fobie i wiele innych. Czasem zastanawiam się skąd biorą się te wszystkie problemy u tak fajnych ludzi. Gdy obserwuję niektórych rodziców – nie muszę szukać dalej. Już wiem. To często rodzice dają dzieciom problemy.
Jadę dziś autobusem i zwracam uwagę na matkę strofującą swoje dziecko. Jestem uważny w takich momentach. Studia pedagogiczne dały mi sporo filtrów pecepcyjnych, niekiedy całkiem przydatnych. W pewnym momencie słyszę jak niezadowolona mama krzyczy: „Jak ja mam się pochwalić znajomym twoimi ocenami?!”. Aż mi się ciśnienie podniosło. Wiem, że nic nie da, jak zwrócę jej uwagę. Dostaję motywacji do napisania niniejszego artykułu. Może jednak mogłem coś powiedzieć? Może niepotrzebnie się zdenerwowałem? Może mogłem za pomocą jakiegoś żartu otworzyć klapki tej kobiecie?
Uważam za chory zwyczaj rodziców do identyfikowania się ze swoimi dziećmi. Do spełniania marzeń i ambicji ich rękoma. Do wymagania, żeby myślały i żyły w określony sposób. To tworzenie robotów. Zabieranie dzieciom kosmicznego prawa do bycia sobą, życia w zgodzie z własną naturą. To jak zabranianie muzykowi grania własnej symfonii i kazanie mu grać z własnych nut.
Dziecko jest po to, żeby się nim chwalić? Czy to zabawka? Piesek do tresowania? Czy autonomiczna ludzka istota, która może w przyszłości w zasadzie wszystko?
Taaak, wiem. Już wiem, że to nie wina tej kobiety. Sama była pewnie podobnie traktowana w dzieciństwie. Jak własność. Nie jak człowiek. Ale czy to nie mogłoby się skończyć? Przez ile pokoleń będą przechodziły takie programy?
Kilka dni temu widziałem podobną sytuację. Młody, ok 3-letni szkrab podśpiewywał coś sobie w Metrze. Matka ryknęła na niego: „Nie wygłupiaj się! Natychmiast przestań się wygłupiać, bo ludzie patrzą!”. OMFG. Tak się instaluje fobie społeczne. Lęk przed oceną. Potem ludzie boją się wystąpień publicznych, poznawania nowych znajomych, wchodzenia w związki… Cudowny prezent od mamy, prawda? Tak na dobry start w życiu, żeby takiemu dziecku było ciężej…
Czy tylko ja tak mam, że dzieciom daję taryfę ulgową? I nawet jak mnie wnerwia jak wyją i piszczą, to wiem, że w ten właśnie sposób poznają świat, swoje ciało i możliwości? Nie trzeba nam więcej emocjonalnych
„inwalidów”. Rynek coachingu i terapii i tak pęka w szwach!
Inna sytuacja – też kilka dni temu. Aż chciałem zrobić zdjęcie i wstawić na Fejsa, ale coś mi powiedziało żebym tego nie robił. Wychodzę z autobusu i idę do dentysty. Chodnik biegnie w prawo (ok 5 metrów), omija trawnik i leci sobie dalej. Patrzę – mama w kształcie bombki choinkowej (tak, z taką nadwagą) taszczy przez trawnik swojego równie okrągłego syna. Nie może przejść chodnikiem – musi zaoszczędzić sobie 5 metrów spaceru. I tym samym tłumaczy synkowi (ok 14 lat) – chodź zawsze na skróty synku, to będziesz taki tłuściutki jak mamusia!
Ręce opadają… A czy Ty zwróciłeś uwagę ostatnio na jakieś pozytywne zachowania rodziców? Coś wartego podzielenia się, pokazania innym, że jednak niektórzy rodzice naprawdę dbają o swoje pociechy?